środa, 30 grudnia 2015

XXXII

  Od rana w domu Cassidy panowało ogromne zamieszanie mimo tego, że były tam tylko dwie dziewczyny.
-Ok chyba wszystko jest -stwierdziła Nessa rzucając się na łóżko
-Jest... -Cassidy spojrzała na zegarek -... już późno... Okey.... Lynch'e przyjadą za godzinę więc może coś zjedzmy
-Nie mogę się już doczekać tego campingu
-Ja też! Strasznie mnie ciekawi co Ross wymyślił.
-Nie rozumiem czemu robi z tego taką wielką niespodziankę
-To będą najlepsze wakacje w naszym życiu!
  Po tej dłużącej się w nieskończoność godzinie pod dom dziewczyn podjechał van R5. Wszyscy byli już w środku. Wszyscy oprócz rzecz jasna Cichego i...
-Nel nie jedzie? -zapytała Nessa nieudolnie udając zawiedzenie owym faktem
-Szkoda prawda? Wszystkim nam jej będzie brakowało -odpowiedział Riker uśmiechając się porozumiewawczo do swojej dziewczyny przez co ona wybuchła śmiechem
-Shut up! -warknął Ross, ale nie był naprawdę wkurzony. Rozumiał, że Nel nie kojarzy się niektórym zbyt dobrze. Chwilę później odjechali i ruszyli w drogę.
-Dobra, więc mamy cztery dwuosobowe namioty. Kto z kim będzie? -zapytał Riker
-Dziewczyn jest nieparzyście, więc jeden namiot będzie mieszany -zauważyła Rydel
-Dla mnie nie ma problemu! -odezwał się Ell -Mogę się tobą zaopiekować
-Myślę, że to może nie być najlepszy pomysł przyjacielu -Riker obrzucił go gniewnym spojrzeniem
-Ummm.. To ja będę z Rydel, Ell może być z Rocky'm -zaproponowała Nessa
-Wszystkim pasuje? To świetnie! Więc Cass... z Rossem? -spytał najstarszy znów wymieniając porozumiewawcze uśmiechy z Nessą
-Dla mnie nie ma problemu -odpowiedział chłopak wzruszając niewinnie ramionami
-Dla mnie też Easy -stwierdziła dziewczyna
-W końcu już ze sobą spaliśmy -dodał Ross nie zdając sobie sprawy z własnych słów. Gdy spojrzenia wszystkich utkwiły w chłopaku starał się sprostować -Na plaży!
-Ross pogrążasz się -oznajmił Rocky klepiąc brata po ramieniu.
  Podróż mimo świetnego towarzystwa wydawała się dłuższa, niż wszyscy się spodziewali.
-Skręć tutaj! -oznajmił Ross, który jako jedyny znał cel podróży
-Po co jedziemy tak daleko? -zapytał kierujący w tej chwili Riker -Znam pełno campingów pół godziny od nas
-To niespodzianka
-Czemu taka daleka niespodzianka? -spytała Rydel
-Nie marudźcie, chyba wiem gdzie jedziemy -wtrącił Rocky -Ross, dlaczego tu?
-Bo tak! -uciszył brata -Teraz w lewo i... Jesteśmy
   Na pierwszy rzut oka polana, obok las i jezioro. Miejsce świetne, ale niedaleko L.A. jest pełno takich miejsc.
-Czemu tutaj? -zapytała Cassidy. Ross wziął ją pod ramię i zaprowadził nad jezioro i dał znak ręką by wszyscy ruszyli za nim.
-Pamiętasz jak byliśmy w Polsce? -zapytał widząc, że Cassidy jest zdezorientowana
-Czemu mam nie pamiętać?
-Wtedy, na tarasie powiedziałaś mi, że masz marzenie... Cóż... Wszystkiego najlepszego! -zawołał podekscytowany widząc uśmiech na twarzy dziewczyny. Kiedy zobaczył jaką przyjemność jej sprawił przyjazdem w miejsce kręcenia Pass Me By na jego twarzy równerz pojawił się uśmiech, jeszcze szerszy od tego Cassidy -Prezent trochę spóźniony z powodu licznych komplikacji, ale nie chciałem przekładać tego na następny rok.
-Matko Ross! Ja cię kocham! -wykrzyczała rzucając się chłopakowi na szyję, po czym Riker i Vanessa dyskretnie przybili piątkę.
-Załorzę się, że do końca wakacji będą razem -szepnął Riker do Nessy
-Dobry był pomysł z tymi namiotami. Jesteś moim geniuszem Rik!
   Rozkładanie campingu zajęło więcej czasu niż możnabyło by się spodziewać, bo aż do wieczora. Rozbili się na polanie prawie przy samym jeziorze. Gdy skończyli Chłopaki wyciągnęli gitary i wszyscy usiedli przy ognisku. Niestety wszyscy byli tak zmęczeni, że po godzinie  ugasili ognisko i poszli do namiotów.
-Nie to, żebym się bała, ale ty śpisz od strony lasu -oznajmiła Cassidy wchodząc do namiotu
-Nie to żebym się śmiał, ale jesteś ciotą Cass
-Tak? Gwarantuje ci, że jak z tego lasu wyjdzie niedźwiedź to rzucę cię na pożarcie! -zażartowała szturchając Rossa w ramię
-Obiecuje, że obronie cię przed tym niedźwiedziem!
-Zagwarantujesz mi więcej czasu na ucieczkę jak będzie przeżówał ten twój tłuszczyk
-To same mięśnie!
-Oczywiście, że tak. Ty śpisz od strony lasu!
   Na szczęście noc minęła bez ataku niedźwiedzia. Na początku słychać było jeszcze jakąś kłutnie Riker'a i Gavin'a, którym przypadło mieszkać w jednym namiocie, ale po chwili chyba zasnęli bo zrobiło się cicho.

XXXI

  Z samego rana Rossa obudziły promienie słońca wpadające przez okno. Szybko zorientował się, że nie jest teraz w swoim pokoju, a ostatnie co pamiętał to kiedy wchodził z Gavin'em do klubu. Gdy rozejrzał się po pokoju, w pierwszej chwili wpadł w przerażenie z powodu leżącej obok niego Nel, lecz po chwili wszystkie wspomnienia do niego wróciły. Odetchnął z ulgą i raz jeszcze spojrzał na śpiącą Nel. Wyglądała pięknie, mimo rozmazanego makijażu i potarganych włosów. "Pewnie nawet nie będzie pamiętała, jak znalazła się w domu" -pomyślał, po czym postanowił pójść do łazienki nieco się ogarnąć, bo na kilometr waliło od niego wódką. Gdy już się tam znalazł postanowił wejść pod prysznic na choćby minutę bo "przecież nic się nie stanie", po czym wytarł się i ubrał. Ledwo zdążył przekroczyć próg sypialni, a zza rogu wyskoczyła na niego Nel z lampką nocną w ręki. Widząc Rossa trochę oniemiała.
-Co ty tą lampką chciałaś zrobić? Oświetlić drogę włamywaczowi? -zapytał chwytając za "broń" dziewczyny
-Ross? -zapytała nieśmiało -Co ty tu robisz?
-Nie pamiętasz nic z wczoraj? W sumie to zdziwiłbym się gdybyś pamiętała choć odrobinę
-Nic... Kompletnie nic... -potwierdziła ze spuszczoną głową -Ross czy my...? -zapytała unosząc wzrok, lecz gdy napotkała ciemne oczy Rossa zamilkła oczekując, że sam domyśli się o co chodzi
-Bez obaw Nel! Nic nie...
-Nic?
-Nic.
-Dobrze bo... Wolałabym coś z tego pamiętać
-Co?
-To znaczy... No wiesz... Jeśli by się tak zdarzyło to... Wolałabym pamiętać...
-No pewnie...
-Ty wiesz co się wczoraj działo prawda? Możesz mi powiedzieć?
-Chcesz znać całą prawdę, czy okroić ją w sposób, który zaoszczędziłby ci wstydu?
-Pewnie szybko tego pożałuję, ale powiedz prawdę Ross -poprosiła zrezygnowana
-Spotkałem cię jak tańczyłaś na stole, dość wulgarnie, więc postanowiłem jakoś zareagować. Zabrałem cię stamtąd i widząc, że raczej o własnych siłach do domu nie dotrzesz, postanowiłem, że cię zaprowadzę. Oto cała historia.
-Jezu Ross! Tak mi głupio! Idiotka ze mnie! Co ja sobie myślałam? -zaczęła krzyczeć po czym załamana usiadła na łóżku i zasłoniła twarz dłońmi.
-Przestań Nel! Nie jesteś idiotką! Jesteś cudowna! -zagwarantował chłopak siadając obok niej i obejmując ją pokrzepiająco ramieniem -Każdy popełnia błędy i nie da się tego uniknąć.
-Dziękuję za wszystko Ross, na prawdę. Ty jesteś tak niemożliwie dobrym człowiekiem!
-Co innego miałem zrobić?
-Mogłeś mnie tam zostawić i iść się dalej bawić bo w końcu już nawet nie jesteśmy razem...
-Ale zależy mi na tobie! Jesteś dla mnie ważna i nie będę w spokoju stał i parzył jak... -Ross nagle przerwał bo jego usta były zajęte czymś innym. Nie wiele myśląc odwzajemnił pocałunek i tym razem nie mógł zwalić winy na alkohol. Złapał dziewczynę za biodra. Z każdą chwilą ich pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny.
-Kocham cię Ross -wyszeptała Nel po chwili

   Nieco po dziesiątej Cassidy zwlekła się z łóżka i ruszyła w stronę kuchni. Przygotowała na śniadanie jajecznicę z makaronem dla siebie i Vanessy. Gdy już miała zawołać ją na dół nagle zadzwonił telefon.
-Cześć Riker! Co tam?
-Umm Cass? Słuchaj, nie widziałaś się może z Rossem? -zapytał próbując ukryć zdenerwowanie
-Nie, nie... Stało się coś?
-Nie... To znaczy... Wyszedł wieczorem bez słowa i jeszcze nie wrócił.
-Nie odbiera? -zapytała zaczynając się martwić
-Ma wyłączony telefon
-Ale... Dlaczego wyszedł? Mówił gdzie?
-Nie mówił. Ummm... Pokłóciliśmy się trochę -wymyślił na poczekaniu
-Cholera!
-Dobra Cass, nie martw się. Ross jest dorosły. Jak wróci to dam znać, okey?
-Okey -odpowiedziała po czym rozłączyła się z blondynem. Odwróciła się w stronę stołu i aż podskoczyła se strachu. Na krześle siedziała Nessa, której musiała nie zauważyć podczas rozmowy z Rikerem
-Ross zniknął? -zapytała brunetka jedząc śniadanie
-Tak, wyszedł wieczorem i nadal go nie ma -westchnęła Cassidy siadając przy swoim talerzu
-Riker niepotrzebnie dzwonił. Ross pewnie zaraz wróci, a do tego czasu będziesz umierała ze strachu o niego
-Wiem, że jest dorosły, ale czasem zachowuje się jak dziecko! Wychodzi z domu i nie wraca bo z braciszkiem się pokłócił! Niech jeszcze nóżką tupnie i w pokoju się zamknie!
-Cass, ty ciągle go kochasz -stwierdziła Vanessa uśmiechając się pobłażliwie
-Co?! Nie kocham! Głupia jesteś!
-Nie tylko Ross zachowuje się jak dziecko...
-Jestem teraz z Cichym i go kocham. Niedługo wróci do Californi i będziemy razem bardzo bardzo szczęśliwi!
-Tego chcesz naprawdę? Być z Cichym?
-Tak! Nie pamiętasz jak kiedyś chciałam żeby na mnie patrzył w ten sposób?
-Pamiętam, ale... Cass ja po prostu chcę, żebyś była naprawdę szczęśliwa.
-I teraz naprawdę mam na to szansę
-Dobrze, jeśli tylko obiecasz mi bez względu na to co on ci mówi iść za głosem serca...
-Obiecuję!
    Po chwili odezwał się dzwonek komórki Cassidy.
-To Riker! ..... Halo?
-Dzwonię bo Ross wrócił. Nie musisz się już martwić.
-Dzięki Bogu! Przekaż mu ode mnie, że na urodziny kupię mu power bank'a, żeby telefon miał frajer naładowany.
-Przekażę -zapewnił ze śmiechem po czym pożegnał się z dziewczyną i wrócił do salonu w którym czekał Ross.
-Możesz mi powiedzieć co ci znowu odbiło? -zapytał wkurzony
-Musiałem jakoś odreagować -tłumaczył się
-Wiesz, że nie chodzi mi o to, że poszedłeś do klubu! Mogłeś nam chyba powiedzieć, przynajmniej tyle, że nie będzie cię całą noc!
-Przepraszam cię Riker, nie planowałem tego
-Dobra już chłopaki! -wtrąciła się Rydel -Ross, po prostu... Nie rób tak więcej dobra?
-Nie zrobię, obiecuję!
-Jest jeszcze coś co chciałeś nam powiedzieć? -zapytał Riker widząc, że brata ewidentnie coś ciśnie
-Ummm... Tak! Ja i Nel wróciliśmy do siebie

niedziela, 27 grudnia 2015

XXX

  Ross do końca dnia nie wyszedł z pokoju. Co chwilę ktoś z rodzeństwa podchodził pod drzwi i daremnie próbował porozmawiać z chłopakiem, ale Ross potrzebował być sam. Nie wiedział co ze sobą zrobić bo złość i smutek pożerały go od środka. Stracił jedyną szansę by być z dziewczyną, bez której nie widział świata.
  Gdy nadszedł wieczór Ross nareszcie wyszedł z pokoju i zszedł na dół. Chwycił za kurtkę i zdziwionemu rodzeństwu rzucił tylko krótkie; "Idę się przejść". Doszedł pieszo do samego centrum L.A. Choć zwykle pił tylko okazjonalnie, kupił sobie piwo i usiadł na murku przy fontannach. Nagle ktoś złapał go za ramię.
-Ross? Co ty tu robisz? -zapytał Gavin
-Chciałem pobyć chwilę sam. Nie obraź się, ale...
-O co chodzi? -zapytał i nie zważając na słowa Rossa usiadł obok niego
-Powiedzmy, że... Chodzi o dziewczynę
-TY masz problem z dziewczyną? -zapytał z niedowierzaniem
-To nie byle jaka dziewczyna słuchaj
-No, spodziewam się. To Cassidy prawda? -zapytał pewnie Gavin.
-Takie to oczywiste?
-Trochę? Co się stało, bo chyba szło wam całkiem dobrze? -zapytał po czym Ross zamilkł
-Od kiedy my się... "przyjaźnimy" Gavin? -zapytał odchodząc od tematu
-Nie wiem, jakoś tak wyszło -odpowiedział zdezorientowany pytaniem
-Jeszcze chwilę temu się nienawidziliśmy, a teraz co? Nagle przyjaźń?
-Poznaliśmy się w warunkach... Nie za bardzo sprzyjających powstawaniu przyjaźni....
-A no! Ta cała moja miłość do Nel trochę mi w życiu namieszała....
-Jak wtedy podszedłeś pod szkołę ją przeprosić... -przerwał śmiejąc się Gavin -Miałem ochotę cię, co najmniej, nie ładnie nazwać
-Pamiętam -zaśmiał się Ross -Podobała ci się wtedy Cass, prawda?
-Żartujesz? Widziałeś ty ją? Jest zabawna, inteligentna i mega sek... -przerwał natrafiając na wściekłe spojrzenie Rossa -Ładna! Chciałem powiedzieć ładna... Easy, już mi przeszło. Można powiedzieć, że "wybiłeś mi ten pomysł z głowy" wtedy na imprezie. Pamiętasz jak prawie złamałeś mi nos?
  Po krótkiej chwili ciszy Gavin wstał z murka i powiedział
-Dobra Lynch! Bierz dupę w troki! Idziemy!
-Co? Gdzie? -zapytał zdezorientowany
-A co? Nie wiesz co robi chłopak, kiedy dziewczyna go zostawi? -zapytał Gavin z kpiącym uśmieszkiem -Zamierzam cię upić! I to tak, że rzygać będziesz do rana Lynch!
  Ross zeskoczył nieco zaskoczony z muru i poszedł z Gavin'em do jednego z pobliskich klubów. Gavin od razu zamówił po jednym z napojów z największą dawką alkoholu jaka w ogóle była dostępna przy barze i podał jeden Rossowi
-Do dna Lynch! -zawołał unosząc szklankę do góry. Ross bez wahania zaczął pić. Po kilku drinkach był już nieźle wstawiony. Nagle Gavin zwrócił jego uwagę na wchodzącą na podwyższenie brunetkę. Widać było, że jest strasznie pijana. Dziewczyna zaczęła tańczyć. Trzeba przyznać ruszała się nieźle. Ku zaskoczeniu Gavin'a Ross nagle poderwał się z miejsca i ruszył w jej stronę. Można było tylko przypuszczać, że zrobi coś głupiego. W mgnieniu oka znalazł się przy niej i wziął ją na ręce. Była tak pijana, że nawet nie stawiała żadnych oporów. Gdy znaleźli się na pustym korytarzu, gdzie było nieco ciszej, postawił ją na ziemi i złapał za ramiona.
-Puść mnie! -wybełkotała
-Do jasnej cholery! Co ci odwaliło?! Nel, spójrz na mnie! -krzyczał zdenerwowany
-Ross? -zapytała
-Tak! Nawet chyba nie wiesz jakie ty masz szczęście, że to ja!
-Zostaw mnie! -rozkazała próbując się wyrwać
-Nie ma mowy! Dla ciebie to już koniec imprezy!
-Spierdalaj! Co ci robi różnicę? Nie jesteśmy już razem!
-Nie będę w spokoju stał i patrzył jak dajesz dupy obcym kolesiom!
-Ja nie daw...
-Jeszcze! Zrozum, że ja się o ciebie martwię! Nie chcę, żeby coś ci się stało jasne?
  Nagle Nel zbliżyła się do blondyna i pocałowała go namiętnie. Ross nie był tym wcale zaskoczony, a alkohol w jego żyłach sprawił, że mimowolnie odwzajemnił pocałunek, a nawet się w niego wczuł. Gdy tylko oderwała od niego te swoje idealne usta chłopak stwierdził, że zabierze ją do domu. Wziął ją pod ramię, gdyż wyglądała, jakby zaraz miała się przewrócić. Mieszkała niedaleko, więc zaraz znaleźli się pod jej mieszkaniem. Ross wziął jej torebkę i szybko znalazł klucze, po czym weszli razem do apartamentu dziewczyny, w którym jeszcze nie dawno tak często bywał. Pomógł jej się rozebrać i zaprowadził ją prosto do łóżka, a sam usiadł w fotelu. Blondyn na pewno nie był osobą, która wykorzystałaby taką sytuację.
-Daj spokój Ross! Możesz spać obok mnie -stwierdziła kpiącym tonem, kiedy zobaczyła, że ten już przysypia na fotelu. Chłopak wstał i położył się obok brunetki. Po chwili zasnęli.

niedziela, 29 listopada 2015

XXIX

  Gdy Cassidy i Ross dotarli na lotnisko postanowili się rozdzielić. Po paru dłużących się w nieskończoność minutach, Cassidy dostrzegła przyjaciela siedzącego przy barze. Podbiegła do niego i z całej siły trzepnęła go w potylice.
-Co ci odbiło kretynie?! -wydarła się Cassidy tak, że wszyscy się obejrzeli.
-Cass? Co ty tu robisz? -zapytał zakłopotany, rozglądając się wokół
-To Nessa musi do mnie dzwonić, żebyś nie wyjechał sobie od tak bez słowa?
-Spokojnie Cassidy! Ludzie się patrzą -próbował załagodzić sytuację
-A niech się patrzą!!! Niech wszyscy wiedzą jakim jesteś WIELKIM KRETYNEM!!!
-Jadę do Polski bo moja mama jest chora -wyjaśnił Cichy ściszonym głosem, a Cassidy poczuła się nagle jak najgłupsza osoba na świecie. Zapadła cisza -Cassidy, przepraszam, że nic nie mówiłem, ale... Nie chciałem robić wielkiej dramy wokół mojego wyjazdu.
-Ja.. Nie wiedziałam... Cichy! Przepraszam! -powiedziała łamiącym się głosem
-Taki był plan...
-Mogłeś mi powiedzieć! Jesteśmy przyjaciółmi. Jezu! Ty naprawdę wyjeżdżasz! -wykrzyczała przez łzy -Choć nawet nie sądziłam, że cię jeszcze zobaczę będę tak za tobą tęsknić, że nie masz pojęcia.
-To pojedź ze mną! -wypalił nagle -Pamiętasz jak kiedyś rozmawialiśmy o tym, że będziemy razem studiować, wynajmiemy kawalerkę i... To wszystko może się zdarzyć. Wystarczy tylko, że weźmiesz mnie za rękę i razem wejdziemy do tego samolotu -mówił pełen entuzjazmu chłopak. Cassidy spuściła wzrok i uśmiechnęła się pobłażliwie
-Ty nie mówisz poważnie Cichy. Przemyślałeś to w ogóle? Za dużo rzeczy musiałabym tu zostawić. Przepraszam.
-No, Ross'a...
-Możesz przestać? Ross to mój przyjaciel. Możesz w końcu powiedzieć czemu tak.... - W tym momencie chłopak pocałował Cassidy tak szybko i tak niespodziewanie, że gdy tylko przestał dziewczyna odsunęła się i nerwowo zakryła usta.
-Kocham cię. Tak bardzo cię kocham. Przepraszam -po tych słowach odszedł w kierunku samolotu. Cassidy nadal stała i nie mogła się ruszyć.
-Cichy stój! -krzyknęła w końcu, a chłopak się odwrócił -Proszę cię nie rób mi tego!
-Muszę jechać! Wiesz, że nie przez ciebie.
-Ale wiem, że przeze mnie nie wrócisz i nie ważne co powiesz, co mi obiecasz... -przerwała z trudem powstrzymując łzy -I tak wiem, że nie wrócisz
  Cichy chciał powiedzieć, że Cassidy się myli, ale dotarło do niego w tym momencie, że prawdopodobnie tego nie zrobi

-Nie chcę cię znowu tracić! Słyszysz? Nie rozmawialiśmy CHOLERNE PIĘĆ LAT CICHY!!!
-Przepraszam cię Cass, ale nie mogłem tego dłużej wytrzymać. Wróciłem myśląc, że od razu powiem ci co czuję, ale wtedy pojawił się Ross. Taki świetny i idealny... To jak on na ciebie patrzy...
-Ja cię proszę...
-Wiesz od jak dawna cię kocham? Od zawsze! Kiedy łaziliśmy razem po drzewach i oglądaliśmy razem Przygody Sarah Jane... Dowiedziałem się od Nessy, że wtedy ty też...
-Czasy się zmieniły Cichy. 
-To przez to, że byłem z Nel?
-Nie, to przez to, że od pięciu lat cię nie znam.
-Cassidy znasz mnie! To wciąż ja! Daj mi szansę!
-Cichy...
-Proszę. Tylko jedną szansę. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
-Nie chcę cię stracić
-Nie stracisz! Ja... Wrócę! Pod koniec wakacji! Obiecuję!
-Tak -odpowiedziała nagle dziewczyna
-Co tak? -zdezorientował się Cichy
Tak... -zawahała się -Możemy spróbować
  Cassidy zbliżyła się do chłopaka i go pocałowała. Łzy cały czas spływały po policzkach dziewczyny, która do końca nie była pewna swojej decyzji. Napisała do Rossa, że spotkała się z Nessą i ona odwiezie ją do domu, żeby wracał już do siebie, a potem po nią zadzwoniła. Razem poczekały na samolot wraz z nowym chłopakiem młodszej, a gdy ten odleciał wróciły do domu. 


W tym samym czasie u Rossa
  
  Nie świadom zajścia na lotnisku chłopak, wrócił do domu i rzucił się na łóżko, szczęśliwy z udanego, choć krótkiego spotkania z dziewczyną, w której przecież był na zabój zakochany.
  Pod wieczór do pokoju brata weszła Rydel.
-Nooo opowiadaj Ross! Jak było? -zapytała podekscytowana, siadając na biurku blondyna.
-Wszystko super świetnie, ale znowu zabrakło mi odwagi by jej powiedzieć co czuję. Miałem na to taką idealną szansę! Już prawie jej powiedziałem i... NIC!
-Hejjj, Ross spokojnie! -powiedziała uśmiechając się do brata i czochrając go po jasnych włosach -Będziesz miał jeszcze szanse.
-Tak. Znając życie będę miał jeszcze milion szans, ale za grosz odwagi -użalał się Ross
-Komuś takiemu jak ty ma brakować odwagi? Ross! Proszę cię! -pocieszała go Rydel -Masz za sobą trasę po całym świecie, kiedy mówiłeś do milionów fanów z całego świata i wtedy nie brakowało ci odwagi.
-To co innego! W piosence wszystko łatwiej wychodzi, ale to jest...
-Napisz dla niej piosenkę! -zawołała Rydel, po czym chłopak na długo się zamyślił.
-To... Jest GENIALNE! -zawołał w końcu -Mówił ci już ktoś, że jesteś genialna?
-I to nie raz -zapewniła odgarniając sobie włosy.
  Chłopak siedział nad piosenką całą noc, dokładnie do czasu, aż Delly zawołała wszystkich na śniadanie. Wydawałoby się, że po nieprzespanej nocy Ross wyglądał jak zombie, ale był o wiele żywszy niż jego bracia. Dumny z tego co stworzył dziarsko pomaszerował do kuchni. Po paru chwilach zw schodów zwlekli się pozostali.
-Co taki szczęśliwy? -zapytał Rocky biorąc do ust kolejną łyżkę płatków.
-Dzisiaj powiem Cassidy co do niej czuję! -stwierdził Ross, na co Riker zakrztusił się sokiem -Napisałem naprawdę, moim zdaniem, dobrą piosenkę i...
-Ross, bracie! -przerwał mu Riker -Kumplu! Hmm... Słuchaj bo...
-Mów Rik! Nic nie zepsuje mi dzisiaj humoru -zagwarantował blondyn wyciągając z kieszeni trochę zmiętą kartkę z tekstem. Riker wziął kartkę od brata i zaczął czytać.
-Doctor, doctor? Ten tekst jest naprawdę świetny! Ross! -podekscytowała się Rydel zerkając ukradkiem na kartkę.
-I ten fragment :"I'm lying in the dark, and wondering where you are"
-Dobra Ross! Wszystko fajnie, pięknie, ale... Słuchaj! Lepiej usiądź! -powiedział Riker poważnym tonem, a Ross wykonał polecenie i usiadł przy stole -Rozmawiałem z Nessą i wczoraj na lotnisku Cichy... Powiedział Cassidy, że ją kocha -wydusił z siebie w końcu -A Cassidy zgodziła się... być z nim.
  Ross siedział nieruchomo. Jego twarz przestała wyrażać jakiekolwiek emocje. Gdy zorientował się, że do oczu napływają mu powoli łzy, wstał i wyszedł z kuchni bez słowa biorąc ze sobą kartkę. Zamknął drzwi na klucz, chyba po raz drugi w życiu i cisnął zgniecioną kartką w stronę kosza na śmieci. Na szczęście kartka odbiła się od krawędzi i wpadła pod szafę. Ross usiadł na łóżku i zasłonił twarz rękoma. 
-Było tak kurwa blisko! Wszystko przejebałem!

środa, 25 listopada 2015

XXVIII

-Ross! -Krzyczał Riker z dołu -Ross! Głuchy jesteś?! -powtórzył, tym razem głośniej
-Co? -odezwał się młodszy brat ze swojego pokoju
-Mogę wiedzieć co teraz robisz?
-N-nic... Co chcesz? -wydukał chłopak
-Napisałeś cokolwiek?
-Jeszcze nie... Nie mam weny!
-Wyszedłeś ze szpitala już dwa dni temu! Weź się do roboty! Ja i Rocky i tak odwaliliśmy już kawał roboty!
-Przecież napiszę!
-Kiedy?! Mówisz tak od dwóch miesięcy! -krzyczał już mocno poirytowany Riker wchodząc na górę
-Jutro się za to wezmę! Spokojnie!
-Czemu nie dziś? -zapytał otwierając drzwi pokoju brata. Widok za nimi go nie zdziwił. Ross gadał z Cassidy na Skypie. Podszedł do laptopa Rossa, pożegnał się miłym i spokojnym głosem z przyjaciółką w imieniu brata i zamknął komputer. 
-Słuchaj Ross, rozumiem, że jesteś teraz zajęty uskutecznianiem podrywu na Cassidy, ale mordo! Masz obowiązki wobec całego zespołu! Za cztery miesiące premiera płyty, a mamy dopiero 4 piosenki i żadnej nie napisałeś ty.
-Po pierwsze: jakim prawem wchodzisz tak do mnie wymijającody nic i wyłączasz mi laptopa? Po drugie: Dzisiaj nie mam czasu nic pisać. 
-Czemu?
-Idę z Cass na plażę i do miasta na pizzę
-Jak jesteś tak zajęty Cass to weź o niej coś napisz!
-Super! No! Tak żeby się przypadkiem nie domyśliła CO CZUJĘ -odparł sarkastycznie Ross przewracając oczami
-Nie musisz pisać o tym dosłownie baranie! Pisz o tym jak się przy niej czujesz, ile dla ciebie znaczy itp
-Teraz mi tylko powiedz co ja czuję! Wiem, że na nie straszne lecę, ale piosenkę "Fallin for you" już mamy.
-Spokojnie! Czemu się tak wkurzasz? -spytał Riker widocznie zaskoczony zachowaniem brata
-Mógłbym zapytać cię o to samo... Daj mi już spokój!
-Zachowujesz się jak baba z okresem! 
-Odwal się! -warknął Ross otwierając znów laptopa
-Okey! Okey! Jutro rano chcę widzieć chociaż zarys nowej piosenki i tym razem jestem naprawdę zły, więc nie będzie "Nie miałem weny" Jasne?! -wykrzyczał starszy i wyszedł trzaskając drzwiami.
  Ross nawet nie zastanawiał się długo czy wziąć się za piosenkę. Po prostu to olał. Wziął się za szykowanie na spotkanie z Cassidy. Dwie godziny później był już pod jej domem

-Cześć Cass! -zawołał widząc jak wychodzi. 
-Hej! -powiedziała przytulając się mocno do Rossa -to dokąd idziemy? 
-Myślałem o plaży, a potem może jakaś pizza czy coś
-Jesteś super!
  Gdy szli brzegiem plaży mocząc nogi w morzu, rozmawiali o wszystkim i o niczym. Właściwie to Cassidy mówiła, a Ross tylko od czasu do czasu przytakiwał, bo jego myśli skupione były wokół innej sprawy. Cały czas powtarzał sobie w myślach: "Powiedz to! Powiedz jej teraz!" "Nie będzie lepszej chwili!" 
-Czy ty i Nel tak na poważnie zerwaliście? -zapytała dziewczyna wyciągając Rossa z zadumy
-Co? Aha... Tak... Zerwaliśmy, ale zmienny temat -odpowiedział wymijająco błądząc wzrokiem gdzieś w morzu
-Co się stało, że nagle zmieniłeś o niej zdanie? Chyba, że... To ona zerwała -Ross zamilkł. Nie chciał jej okłamywać, że to ona go rzuciła, ani wymyślać innej ściemy.
-Powiedzmy, że... Coś do mnie dotarło... -odpowiedział w końcu wymijająco
-Możesz przestać być taki tajemniczy? -zapytała stając na drodze chłopakowi by ten spojrzał na nią -Od zerwania zachowujesz się strasznie dziwnie. Cały czas jesteś zamyślony i prawie w ogóle się nie odzywasz
  Ross spojrzał w te wielkie oczy Cassidy przeszywające go na wskroś, a w jego myślach jeszcze bardziej zawrzało: "Teraz! Mów teraz! Lepszej szansy nigdy nie będzie! Mów teraz!"
-Posłuchaj mnie Cassidy! Nie wiem jak mi to przejdzie przez gardło...
-Spokojnie, po prostu to powiedz
-Zauważyłaś może, że ostatnio coś się zmieniło? Chodzi o to, że od tego wypadku ja chyba coś... - Ross jąkał się i widać było jak wiele kosztuje go każde kolejne słowo.
Nagle zadzwonił telefon dziewczyny.
-Spoko, to tylko Nessa. Potem do niej oddzwonię.
-Nie, odbierz. Poczekam -zapewnił chłopak z niechęcią. Cassidy odeszła na bok i nacisnęła zieloną słuchawkę.
-Co zrobił? … Co? … No nie! … Ale czemu? … Co za kretyn! … Dobra, dobra już tam jadę! -przysłuchiwał się rozmowie z niepokojem Ross.
-Co się dzieje Cass? -zapytał po zakończonej rozmowie
-Chodzi o Cichego... Powiedz szybko co chciałeś powiedzieć, bo muszę jechać
-Nie, to może zaczekać. Powiedz, gdzie cię zawieść?
-Na lotnisko.

poniedziałek, 23 listopada 2015

XXVII

  Ross przebudził się w środku nocy i zobaczył Cassidy śpiącą z głową opartą o jego łóżko. Miała już dawno iść do domu, ale najwyraźniej kiedy zasnął wróciła. Chwycił za telefon by sprawdzić godzinę. Było wpół do czwartej. Zobaczył, że dostał sms'a od Nel
Musimy pogadać. Wpadnę jutro do szpitala.
  Chłopak zdecydował, że to będzie odpowiednia chwila by wyznać jej prawdę. Po prostu powie "Nel, jesteś świetną dziewczyną i naprawdę bardzo cię lubię, ale..." Nawet w myślach brzmi to niemożliwie. 
  Ross odwrócił się w stronę Cassidy i odłożył telefon na półkę. 
-Czemu to ty nie jesteś moją dziewczyną? -szepnął by nie obudzić dziewczyny. Nel nie była u niego ani razu. Tylko pisała, jak to ona by chciała, żeby Ross już wyszedł. Z czasem jak przyznał się przed samym sobą co czuje do Cassidy, zaczął dostrzegać coraz więcej wad Nel. Nie do wiary, że kiedyś ją tak bardzo kochał. Albo raczej tak bardzo wydawało mu się, że ją kocha. 
  Minęła już połowa wakacji. Planowali już o tej porze być w czwartym miejscu, którym była Chorwacja. Trzeba będzie jakoś skrócić ten wyjazd. Na pewno nie można zrezygnować z Polski i z... No właśnie. Ross planował od bardzo dawna wyjazd pod namioty w bardzo wyjątkowe miejsce. Może tylko te dwa miejsca, po dwa tygodnie. W końcu będzie jeszcze wiele okazji by gdzieś pojechać. 
  Nagle dziewczyna się przebudziła. Nie podnosząc głowy spojrzała na Rossa i się uśmiechnęła, a Ross odwzajemnił ten uśmiech.
-Nie śpisz? -zapytała zaspanym głosem
-Czemu nie pojechałaś do domu? 
-Pojechałam, ale wróciłam.
-Nie mogłaś już rano?
-Lepiej powiedz jak się czujesz. 
-Lekarz powiedział jak poszłaś, że wypuszczą mnie w czwartek.
-To naprawdę świetnie. -ucieszyła się dziewczyna. Po chwili namysłu Ross powiedział
-Nel... napisała, że przyjedzie jutro do szpitala. 
-O to... to dobrze
-Tak... Dobrze
-Może pójdę jutro do domu, będziecie mogli pogadać -Ross nie chciał by Cassidy myślała, że cieszy się z tego spotkania i już chciał powiedzieć, żeby została, ale pomyślał, że jeśli ma zerwać z Nel to nie może przy tym być Cassidy, więc po prostu pokiwał głową -Czemu nie było jej ani razu w szpitalu?
  Ross zaskoczony pytaniem milczał przez chwilę. Sam się nad tym zastanawiał. Nie było mu źle z tego powodu, bo w końcu zdecydowanie wolał towarzystwo Cassidy. Mimo to ta sprawa nie dawała mu spokoju. Skoro Nel tak go kocha to czemu nie siedzi w szpitalu i nie użala się nad nim swoim piskliwym i płaczliwym tonem?
-Ona.. Nie lubi szpitali -odpowiedział próbując ją trochę obronić
-Sorry, że to mówię, ale nikt nie lubi szpitali, a ona jest tak jakby twoją dziewczyną -drążyła temat Cassidy już lekko przysypiając. 
-Sam już nie wiem -odpowiedział chłopak -Nel nie jest tak łatwo rozgryźć. Jednego dnia jest urocza i słodka, a innego potrafi robić ci przez 3 godziny wyrzuty bo spóźniłeś się dosłownie 3 minuty. Chyba mogę ci to powiedzieć... Ja... Chcę z nią jutro zerwać. Chyba... Kocham kogoś innego Cass. Kogoś komu nie szkoda czasu by siedzieć przy mnie noc i dzień w tym cholernym szpitalu, kogoś kto jest dla mnie ważniejszy niż wszystko. Cass ja... 
  Ross spojrzał na dziewczynę, która zasnęła. 
-Ugh... Było tak blisko -westchnął układając się w wygodnej pozycji do spania, twarzą zwróconą w stronę Cassidy.
-Kocham cię -szepnął i wiedząc, że już śpi pocałował ją delikatnie w czoło.
  Następnego dnia gdy się obudził Cassidy już nie było. Zjadł śniedanie, które mu zostawiła i czekał na swoją dziewczynę, układając w myślach, co jej powie.
  Tuż przed porą obiadu Nel pojawiła się w drzwiach uśmiechając się tym samym niewinnym uśmiechem jak zwykle, co w tej chwili doprowadzało go do szału.
-Cześć kochanie! -zawołała podchodząc do Rossa i całując go w usta
-Cześć Nel -odpowiedział oschle -chciałaś pogadać?
-Tęskniłam za tobą! -wyznała przytulając go z całej siły
-Aha -odpowiedział powoli uwolniając się z uścisku -Słuchaj, ja też chciałem pogadać.
-Tak Rossy?
-To... Jest dla mnie trudne, ale... Muszę to w końcu powiedzieć
-Czy coś się stało Rossy?
-Nie mów do mnie "Rossy"!
-Kochanie! Co z tobą?
-Myślę... że powinniśmy zerwać -wydukał w końcu drżącym głosem. Jeszcze nigdy nie zrywał z dziewczyną. Nel milczała, patrzyła na Rossa jakby właśnie wymordował jest całą rodzinę. Po paru sekundach, które ciągnęły się w nieskończoność, wstała i bez słowa wybiegła ze szpitala. Ross spojrzał przez okno i zobaczył jak wpadła na Cassidy. Wyglądało na to, że na nią krzyczała. Pewnie się domyśliła, że to wszystko głównie przez nią. Dziewczyna próbowała uspokoić brunetkę, jednak ta w końcu odeszła, jeszcze bardziej wściekła niż wcześniej.

-Spotkałam Nel po drodze... -zaczęła wchodząc do sali -Czy wy zerwaliście?
-Tak... -odpowiedział przeciągając.
-Jest sens żeby pytać dlaczego?
-Ty chyba znasz już odpowiedź, prawda?

środa, 22 lipca 2015

XXVI

Zaraz po tym jak R5 wyszli ze szpitala Cassidy poszła na zakupy dla Rossa do pobliskiego sklepu. Nie minęła minuta, aż Riker wrócił
-Cześć, zapomniałeś czegoś?
-Nie, ale reszta tak myśli. Stary, co jest grane?
-O co ci..
-Ty już dobrze wiesz! Jesteś cały czas dziwnie przeszczęśliwy, cały czas się śmiejesz... Ćpałeś coś w tym szpitalu?
-Zamknij drzwi!
-Co?
-No mówię zamknij drzwi, to ci coś powiem -nalegał blondyn wskazując palcem w stronę wejścia, przy czym ciągle się uśmiechał. Riker po chwili zawahania wstał i wykonał prośbę
-Mów!
-Dochowasz tajemnicy? Na razie tylko ty się dowiesz.
-No mów już! Nikomu nie powiem, nie napiszę, nie zaśpiewam
-Riker, ja... Kocham Cassidy.
-Żartujesz?! -zawołał podekscytowany brat
-Ciszej trochę -zaśmiał się blondyn
-Ty... Jesteś pewien?
-Nigdy w życiu nie byłem niczego bardziej pewien.
-Od kiedy?
-Chyba od zawsze, ale dotarło to do mnie dopiero, kiedy zrozumiałem, że coś mogło jej się stać.
-Powiesz jej to?
-Poczekam na odpowiedni moment i... Tak powiem.
-A co z tą twoją Nel?
-Strasznie nie chcę jej ranić, ale... Nie chcę też jej oszukiwać, że ją kocham. Będę musiał znaleźć jakiś pretekst by z nią zerwać
-Nel to suka! Daruj, że to mówię, ale nie przejmuj się jej uczuciami! Gdyby jej na tobie zależało siedziała by tu teraz! A kto siedzi z tobą od kiedy tylko tu trafiłeś, bez przerwy? Hmmm... Niech pomyślę... Jedyna laska dla której jesteś naprawdę ważny.
-Cass zależy na mnie?
-Nie mniej niż tobie na niej!
Nagle bracia usłyszeli dźwięk otwierających się drzwi.
-Cześć chłopaki. Sorry, że tak długo, ale była kolejka przy barze. To czego się napijecie? Mam Colę, sok pomarańczowy, jabłkowy...
-W sumie to ja już muszę iść. Do której będziesz? Jak coś to zawiozę cię do domu -zaproponował Riker
-Ja tu jeszcze trochę zostanę, ale dzięki
-Jak coś to dzwoń -powiedział chłopak uśmiechając się do Rossa. Dał mu tym samym do zrozumienia, że Cassidy naprawdę nie śpieszy się do domu po czym wyszedł. Cassidy podeszła do stolika przy łóżku Rossa i zaczęła wykładać zakupy.
-Kupiłam ci jeszcze żelki i ciastka na poprawę samopoczucia. Mam też prażynki bekonowe i czekoladę
-Jak tak dalej pójdzie to nie wyjdę ze szpitala tylko się wytoczę -zażartował chłopak -Tak poważnie to dziękuje, jesteś niesamowita, ale idź do domu, wyśpij się w końcu! Siedzisz tu od wczoraj, a wtedy nie było cię 15 minut
-Nie chce mi się spać.
-Czy siedzisz tu dlatego, że ja siedziałem?
-Nie. To naprawdę żaden problem.
-Więc czemu ciągle tu jesteś?
-Lubię tu z tobą siedzieć. Poza tym nie chcę żeby mój bohater siedział sam.
-Mówiłem już, że jesteś niesamowita?
-Hah Tak
-Jesteś niesamowita -powtórzył ze śmiechem sięgając po żelki. -Na jak długo Cichy zostaje? -zapytał jakby chwilę się zbierając by zadać to pytanie
-Nawet nie wiem -westchnęła uśmiechając się lekko -To wszystko jest jakieś głupie...
-Co czemu? Co jest głupie?
-To... To wszystko! -jakby po chwili namysłu dodała -Nie rozmawiamy ze sobą tyle czasu. Odnoszę wrażenie, że od wieków, nagle on przyjeżdża sobie tutaj i oczekuje że wszystko będzie jak dawniej. Wiem, powinnam mu wybaczyć, ale wciąż boję się, że historia się powtórzy. Często wyobrażałam sobie nasze spotkanie. Przyjechałabym wtedy odwiedzić mamę. Podeszłabym wtedy pod jej mieszkanie i gdy już trzymałabym rękę na dzwonku do drzwi z naprzeciwka wyszedłby on. Nie wiedziałabym co powiedzieć, więc prawdopodobnie bym milczała. On też.
-Kochałaś go wtedy?
-Był moją pierwszą miłością. Taką miłością z podstawówki, z którą wyobraża się ciągle romantyczne sceny z kreskówek. Marzy się o wolnym tańcu na dyskotece. Potem nadeszło gimnazjum. Przez tamte wakacje prawie zupełnie mi przeszło. Uznałam, że po tych sześciu latach już nie mam na co liczyć, a poza tym chyba nauczyłam się odróżniać miłość od przyjaźni. Ale takim ostatecznym momentem przekreślającym moje uczucia był moment w którym pojawiła się ona... Od razu wpadła mu w oko i mimo że mi tego nie mówił, wiedziałam to. Po jakimś czasie zaczęli się spotykać, a ja powoli odsunęłam się na dalszy plan, aż w końcu straciłam przyjaciela. Po feriach zaczęły być bardziej widoczne etykietki, które zostały nam przyszyte do czoła już w pierwszym tygodniu szkoły. Cichy i N... Tamta dziewczyna dołączyli do tych popularnych, a mi przypadła etykietka frajera. Obelgi Cichego bolały bardziej niż inne. Nie były wcale jakieś straszne, ale... Na pewno rozumiesz.  

wtorek, 21 lipca 2015

XXV

Cassidy ubłagała lekarzy by nie pozwolili reszcie R5 odwiedzić jej w szpitalu. Nie potrafiłaby patrzeć na przyjaciół, którzy właśnie stracili członka rodziny. Największym wsparciem w tej sytuacji okazali się dla niej Vanessa, Gavin oraz Cichy.
Od urodzin Cassidy minęły cztery tygodnie. Od tego czasu nie widziała się Rikerem, Rockym, Ratliffem czy Rydel. Nie rozmawiała z nim przez telefon, nie pisała z nimi. Oni pisali, oni dzwonili, ale ona nawet nie dawała znaku życia. To kosztowało ją zbyt wiele.
Obrażenia dziewczyny nie były, aż tak poważne by trzymać ją w szpitalu ponad dwa tygodnie, co dogłębnie ją dobiło. Nie mogła się pogodzić z tym, że Ross ratując ją przypłacił własnym życiem, Był jej prawdziwym bohaterem. Kiedyś nadużywała tego słowa. Wtedy jeszcze nawet nie znała go osobiście, ale jej dusza już wtedy wiedziała coś czego nie wiedział jej umysł i ciało. 
Nadeszła chwila wypisu Cassidy ze szpitala. Dziewczyna spakowała się i wyszła z sali. Jej twarz nie wyrażała żadnego uczucia przez co wyglądała jak zombie. Szła długim korytarzem szpitalnym, aż w końcu doszła na sale przyjęć, Nagle do szpitala wpadł zakrwawiony chłopak. Wyglądał na pobitego. Stanął w wejściu i oniemiał. Po chwili Cassidy upuściła wszystkie rzeczy, które trzymała i pobiegła do chłopaka. Rozpoznała w nim niedawno uśmierconego przez lekarza, Rossa. Chłopak przytulił dziewczynę tak mocno, że ledwo mogła oddychać. 
-Już nigdy, przenigdy cię nie puszczę -powiedział, a po chwili osunął się na ziemię. Cassidy ze łzami w oczach zawołała lekarzy, którzy zabrali nieprzytomnego blondyna na salę. Do szpitala wszedł ojciec dziewczyny by zabrać ją do domu. Widząc córkę całą brudną od krwi spanikował, ale gdy tylko dowiedział się, że jest to krew Rossa, który w dodatku żyje odrobinę się uspokoił. Przytulił płaczącą ze szczęścia dziewczynę i pocałował ją w czoło. 
-Teraz już wszystko będzie dobrze -uspokajał ją -Teraz chodź do domu. Zostawisz rzeczy i się przebierzesz
-Nie! Chcę zostać tu z Rossem!
-I tak szybciej niż za dwie godziny tam cię nie wpuszczą na sto procent, a za moment cię to przywiozę
Cassidy pojechała więc do domu, zmyła z siebie krew i się przebrała z prędkością spieszącej się do szpitala dziewczyny, która właśnie odzyskała martwego przyjaciela. Wait nie! To brzmi jakby wręczyli jej jego zwłoki. Dobra, nieważne... Był w pełni żywy!
Gdy wróciła do szpitala musiała czekać jeszcze godzinę, aż ją do niego wpuszczą, lecz gdy wreszcie to zrobili, dosłownie wbiegła do sali chłopaka. Wciąż był nieprzytomny, ale już obmyty z krwi.
-Role się odwróciły co Rossy? Ostatnio ja tu leżałam, ty siedziałeś przy moim łóżku, jak ja teraz przy twoim... Ty się obwiniałeś, a teraz ja jestem pewna, że to wszystko moja wina -przy ostatnim zdaniu rozpłakała się. Nagle Ross się obudził. Odwrócił się w stronę płaczącej dziewczyny, która nie zauważyła tego i odezwał się
-Przepraszam. Jeśli masz teraz przeze mnie płakać to może wrócę do moich ulubionych "kolegów z dzielni"
-Wezwę pielęgniarkę -dziewczyna poderwała się z miejsca widząc, że chłopak otworzył oczy
-Nie wzywaj! -zatrzymał ją chłopak -Wtedy każą ci wyjść
-Głupi jesteś! Muszą wiedzieć, że się obudziłeś! 
-Po co? Nic mnie nie boli!
-Śmieszne! To ja po kogoś pójdę
Nie minęło wiele czasu, aż doktor wpuścił dziewczynę z powrotem do sali. Ross przesunął się na łóżku dając do zrozumienia Cassidy by położyła się obok niego i zaczął opowiadać
-Obudziłem się w jakiejś melinie niedaleko tamtej ulicy. Na początku nic nie pamiętałem i nie wiedziałem gdzie jestem. Gdy tylko sobie przypomniałem pobiegłem cię szukać. Tak się bałem. Jezu jak ja się o ciebie bałem! Byłem w twoim domu, w trzech szpitalach...
-Nie chcieli cię tam zatrzymać?
-Jasne, że chcieli, ale ups... Kiedy cię tutaj zobaczyłem... Całą i zdrową...
-Powiedzieli mi tutaj, że nie żyjesz! Ty wiesz co ja tu przeżyłam! Nie mogłam wyrzucić z głowy tego widoku... Kiedy traciłam przytomność, a oni ciebie okładali. Jesteś moim bohaterem wiesz? Uratowałeś mi życie.
-Ty mi kiedyś też. Gdybyś się nie pojawiła pewnie wsiadłbym niedługo po pijaku za kółko i zaraz byłoby po mnie. Nie wiem do końca jak to się stało, ale kiedy się pojawiłaś... Dobra skończmy tą rozmowę bo zaraz ci miłość jeszcze wyznam -zaśmiał się chłopak

poniedziałek, 20 lipca 2015

24,5

Szpitale są koszmarne. Pełna smutnych ludzi bez nadziei, której pozbawił ich ten cały okrutny los. Nie wierzę, że nie zobaczę już Rossa. Wciąż mam w głowie widok jego zakrwawionej twarzy. Żył jak gwiazda, a zdychał jak pies. Cały czas płaczę. Trzęsę się i nie mogę uspokoić, ale moje myśli są spokojne. Trudno to wyjaśnić. Tak bardzo chcę go zobaczyć. Tak bardzo! Moje serce pęka teraz na miliony kawałków. To jest jeden z takich momentów w których zdajemy sobie z czegoś sprawę za późno. Teraz wiem, że po prostu zawsze byłam w nim zakochana.

XXIV

Cassidy spojrzała na przyjaciółkę i spytała poważnym głosem.
-Wiesz, że w końcu musicie powiedzieć reszcie. Powinniście zrobić to już dawno, ale lepiej późno niż później.
-Wiem, ale co mam powiedzieć? "Hej Riker! Słuchaj, już dość dawno temu zaczęłam się spotykać z Ellem. Wiem, że przez to może się rozpaść nasz zespół, już nie mówiąc o przyjaźni, ale kogo to obchodzi? Ważna jestem ja i wiem też, że powinnam ci to powiedzieć od razu jak się zaczęliśmy spotykać, ale jakoś mi się nie chciało. To co, idziemy na pizzę?
-Myślę, że po takiej wiadomości wolałby coś na słodko -zażartowała Cassidy, lecz widząc, że ani trochę nie poprawiło to humoru Rydel szybko zmieniła strategię -Słuchaj, ani Riker, ani Rocky nie będą mieli ci tego za złe. Mam wrażenie, że bardziej martwisz się o Rikera
-Cóż, Rocky to największy Rydellington shipper jakiego znam.
-Halo, halo! Czuję się urażona!
-Boże Cassy! Nie mów, że...
-Właśnie, że mówię! -zaśmiała się Cassidy
-Sądzę, że Riker nie do końca nas shippuje
-Czemu?
-Cały czas ma mnie za małą dziewczynkę. Nie widzi, że jestem już dorosła i ciągle traktuje mnie jak swoją malutką siostrzyczkę
-Bo ciągle jesteś moją malutką siostrzyczką Delly -odezwał się Riker, który jak się okazało od dłuższego czasu stał pod drzwiami.
-Słyszałeś wszystko?
-Większość -odpowiedział sucho
-Bardzo jesteś zły?
-Zły nie... Tylko mi przykro, że dowiaduję się dopiero w taki sposób.
-Rik! Przepraszam! Nie gniewaj się! Ja tylko...
-Wiem i już mówiłem, że się nie gniewam. Może nie popieram w pełni waszego związku, ale skłamałbym jeśli bym powiedział, że nic wcześniej nie widziałem. Rydellington shipper też nie wzięli się bez powodu.
-Powinnam ci wcześniej powiedzieć. Przepraszam.
-Powinnaś
-Wybaczysz mi?
-Może...
-Czyli tak?
-Czyli tak hahaha -zaśmiał się blondyn i przytulił mocno siostrę -W końcu i tak znalazłabyś sobie jakiegoś chłopaka i wolałbym, żeby był to Ratliff niż jakiś bad boy z ulicy morderstw i narkotyków, a Ratliff to taki nieszkodliwy śmieszek, więc... Macie moje błogosławieństwo hahaha
-Co to za tulenie bez nas? -zapytał Rocky, który właśnie wraz z Ratliffem i Rossem wszedł do pokoju.
-Ryd, koniec kłamstw? -zapytała Cassidy
-Rocky, słuchaj! Muszę ci coś powiedzieć. -Zaczęła głosem pełnym poczuci winy
-Wyluzuj siostra! Twój chłopak już wszystko mi powiedział -Powiedział głosem osiedlowego pedofila Rocky, szturchając Ratliffa w ramię -Tak serio to przyszliśmy ściągnąć was na dół bo tak jakby tam jest impreza. Chwilę później zabawa trwała dalej. Cassidy podeszła do stojących przy napojach chłopaków.
-No siemanko. O czym gadacie?
-O wyjeździe. Kminimy czy jechać też do Europy -odpowiedział Riker
-Ja nawet przez to całe zamieszanie nie zdążyłam spytać o to taty.
-To dobrze, że ja zdążyłam, bo wyjeżdżamy już po jutrze -wtrąciła się Vanessa, która właśnie wraz z Cichym i Gavinem podeszła do reszty.
-Co? Zgodził się? Wy też jedziecie? -Cassidy zadawała pytania z prędkością karabinu. Nessa tylko pokiwała głową z uśmiechem. Jubilatka momentalnie zaczęła wszystkich przytulać nie mogąc opanować szczęścia.
Impreza trwała do około szóstej rano. Gdy wszyscy wyszli Nessa i Cassidy padły na łóżko. Po jakiś pięciu godzinach snu wstały, bo w końcu nikt inny ich nie spakuje
-Ja wychodzę na zakupy! Przydałoby się kupić coś na wyjazd! -krzyczała Cassidy zakładając buty do siedzącej na górze i pakującej się jeszcze kuzynki.
-Ok! Nie zapomnij o piankach na ognisko! -odpowiedziała.
Nie minęło wiele czasu aż dotarła do centrum miasta. Po chwili miała już pełne ręce siatek z zakupami. Szła i szła. Droga z powrotem do domu wydawała się o wiele dłuższa niż z niego. Może to przez ciężkie zakupy, a może przez samotność od której ostatnimi czasy odwykła. Spojrzała na zegarek. Było już po piętnastej. Jutro o tej porze będzie jechała z przyjaciółmi na wakacje jej marzeń. Na samą myśl miała ochotę śmiać się w głos. Powoli nogi zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa, a do domu jeszcze daleka droga. Nagle zza rogu ktoś wyszedł, a nawet grupka ktosiów. Nie byli to mali ktosie, którzy mieszkali na pyłku z bajki dla dzieci, lecz duzi ktosie z wypisanym na twarzy poprawczakiem. Nie wiadomo dlaczego podeszli do Cassidy. Może chcieli ją okraść, a może po prostu brakowało im rozrywki, a ona znalazła się w nie właściwym miejscu o nie właściwym czasie. Krótko mówiąc miała pecha.
-Cześć piękna! -odezwał się najbardziej napakowany czarnoskóry mężczyzna z gangu. Przerażona dziewczyna zrobiła krok do tyłu wpadając na jego kolegę. Wszystko działo się tak szybko. Czarnoskóry chwycił Cassidy za kurtkę i już chciał ją uderzyć gdy ta jednym, szybkim ruchem zdjęła kurtkę i próbowała uciec lecz trzeci z nich zagrodził jej drogę. Przed kolejnym uderzeniem ocalił ją... Ross, który nagle pojawił się znikąd i złapał napastnika za nadgarstek. Ten wolną ręką uderzył blondyna w brzuch, a gdy skulił się z bólu kopnął go w twarz. Cassidy natychmiast rzuciła mu się z pomocą, lecz dostała nagle z całej siły w twarz. Zrobiło jej się ciemno przed oczami i upadła. Mając jeszcze resztki świadomości widziała zakrwawionego Ross'a leżącego na ziemi. Był kopany przez całą trójkę jeszcze parę chwil po tym jak dziewczyna całkiem straciła przytomność.
Ostatnio, kiedy obudziła się w szpitalu siedział przy niej pełen poczucia winy gwiazdor. Teraz zobaczyła tylko stojącego nad nią starego lekarza, który zapisywał coś w notesie. Widząc, że otworzyła oczy zaczął ją o wszystko wypytywać. Dziewczyna przez chwilę nie była do końca świadoma co robi w szpitalu, lecz nie odczuwała potrzeby dowiedzenia się tego. Do pewnego czasu była spokojna gdy nagle wszystko do niej dotarło.
-Przepraszam -zawołała zatrzymując lekarza, który właśnie wychodził. -Byłam z... Był ze mną taki chłopak. Co z nim? On też został pobity.
-Chłopak? Nie przypominam sobie. Nikogo nie było.
-Co?! Na pewno? Taki blondyn, 19 lat, około 1,90 wzrostu... -wydukała próbując zachować spokój.
-Przykro mi. Przywieźli cię samą.
-To gdzie on jest?!
-Obawiam się, że nie żyje.