środa, 22 lipca 2015

XXVI

Zaraz po tym jak R5 wyszli ze szpitala Cassidy poszła na zakupy dla Rossa do pobliskiego sklepu. Nie minęła minuta, aż Riker wrócił
-Cześć, zapomniałeś czegoś?
-Nie, ale reszta tak myśli. Stary, co jest grane?
-O co ci..
-Ty już dobrze wiesz! Jesteś cały czas dziwnie przeszczęśliwy, cały czas się śmiejesz... Ćpałeś coś w tym szpitalu?
-Zamknij drzwi!
-Co?
-No mówię zamknij drzwi, to ci coś powiem -nalegał blondyn wskazując palcem w stronę wejścia, przy czym ciągle się uśmiechał. Riker po chwili zawahania wstał i wykonał prośbę
-Mów!
-Dochowasz tajemnicy? Na razie tylko ty się dowiesz.
-No mów już! Nikomu nie powiem, nie napiszę, nie zaśpiewam
-Riker, ja... Kocham Cassidy.
-Żartujesz?! -zawołał podekscytowany brat
-Ciszej trochę -zaśmiał się blondyn
-Ty... Jesteś pewien?
-Nigdy w życiu nie byłem niczego bardziej pewien.
-Od kiedy?
-Chyba od zawsze, ale dotarło to do mnie dopiero, kiedy zrozumiałem, że coś mogło jej się stać.
-Powiesz jej to?
-Poczekam na odpowiedni moment i... Tak powiem.
-A co z tą twoją Nel?
-Strasznie nie chcę jej ranić, ale... Nie chcę też jej oszukiwać, że ją kocham. Będę musiał znaleźć jakiś pretekst by z nią zerwać
-Nel to suka! Daruj, że to mówię, ale nie przejmuj się jej uczuciami! Gdyby jej na tobie zależało siedziała by tu teraz! A kto siedzi z tobą od kiedy tylko tu trafiłeś, bez przerwy? Hmmm... Niech pomyślę... Jedyna laska dla której jesteś naprawdę ważny.
-Cass zależy na mnie?
-Nie mniej niż tobie na niej!
Nagle bracia usłyszeli dźwięk otwierających się drzwi.
-Cześć chłopaki. Sorry, że tak długo, ale była kolejka przy barze. To czego się napijecie? Mam Colę, sok pomarańczowy, jabłkowy...
-W sumie to ja już muszę iść. Do której będziesz? Jak coś to zawiozę cię do domu -zaproponował Riker
-Ja tu jeszcze trochę zostanę, ale dzięki
-Jak coś to dzwoń -powiedział chłopak uśmiechając się do Rossa. Dał mu tym samym do zrozumienia, że Cassidy naprawdę nie śpieszy się do domu po czym wyszedł. Cassidy podeszła do stolika przy łóżku Rossa i zaczęła wykładać zakupy.
-Kupiłam ci jeszcze żelki i ciastka na poprawę samopoczucia. Mam też prażynki bekonowe i czekoladę
-Jak tak dalej pójdzie to nie wyjdę ze szpitala tylko się wytoczę -zażartował chłopak -Tak poważnie to dziękuje, jesteś niesamowita, ale idź do domu, wyśpij się w końcu! Siedzisz tu od wczoraj, a wtedy nie było cię 15 minut
-Nie chce mi się spać.
-Czy siedzisz tu dlatego, że ja siedziałem?
-Nie. To naprawdę żaden problem.
-Więc czemu ciągle tu jesteś?
-Lubię tu z tobą siedzieć. Poza tym nie chcę żeby mój bohater siedział sam.
-Mówiłem już, że jesteś niesamowita?
-Hah Tak
-Jesteś niesamowita -powtórzył ze śmiechem sięgając po żelki. -Na jak długo Cichy zostaje? -zapytał jakby chwilę się zbierając by zadać to pytanie
-Nawet nie wiem -westchnęła uśmiechając się lekko -To wszystko jest jakieś głupie...
-Co czemu? Co jest głupie?
-To... To wszystko! -jakby po chwili namysłu dodała -Nie rozmawiamy ze sobą tyle czasu. Odnoszę wrażenie, że od wieków, nagle on przyjeżdża sobie tutaj i oczekuje że wszystko będzie jak dawniej. Wiem, powinnam mu wybaczyć, ale wciąż boję się, że historia się powtórzy. Często wyobrażałam sobie nasze spotkanie. Przyjechałabym wtedy odwiedzić mamę. Podeszłabym wtedy pod jej mieszkanie i gdy już trzymałabym rękę na dzwonku do drzwi z naprzeciwka wyszedłby on. Nie wiedziałabym co powiedzieć, więc prawdopodobnie bym milczała. On też.
-Kochałaś go wtedy?
-Był moją pierwszą miłością. Taką miłością z podstawówki, z którą wyobraża się ciągle romantyczne sceny z kreskówek. Marzy się o wolnym tańcu na dyskotece. Potem nadeszło gimnazjum. Przez tamte wakacje prawie zupełnie mi przeszło. Uznałam, że po tych sześciu latach już nie mam na co liczyć, a poza tym chyba nauczyłam się odróżniać miłość od przyjaźni. Ale takim ostatecznym momentem przekreślającym moje uczucia był moment w którym pojawiła się ona... Od razu wpadła mu w oko i mimo że mi tego nie mówił, wiedziałam to. Po jakimś czasie zaczęli się spotykać, a ja powoli odsunęłam się na dalszy plan, aż w końcu straciłam przyjaciela. Po feriach zaczęły być bardziej widoczne etykietki, które zostały nam przyszyte do czoła już w pierwszym tygodniu szkoły. Cichy i N... Tamta dziewczyna dołączyli do tych popularnych, a mi przypadła etykietka frajera. Obelgi Cichego bolały bardziej niż inne. Nie były wcale jakieś straszne, ale... Na pewno rozumiesz.  

wtorek, 21 lipca 2015

XXV

Cassidy ubłagała lekarzy by nie pozwolili reszcie R5 odwiedzić jej w szpitalu. Nie potrafiłaby patrzeć na przyjaciół, którzy właśnie stracili członka rodziny. Największym wsparciem w tej sytuacji okazali się dla niej Vanessa, Gavin oraz Cichy.
Od urodzin Cassidy minęły cztery tygodnie. Od tego czasu nie widziała się Rikerem, Rockym, Ratliffem czy Rydel. Nie rozmawiała z nim przez telefon, nie pisała z nimi. Oni pisali, oni dzwonili, ale ona nawet nie dawała znaku życia. To kosztowało ją zbyt wiele.
Obrażenia dziewczyny nie były, aż tak poważne by trzymać ją w szpitalu ponad dwa tygodnie, co dogłębnie ją dobiło. Nie mogła się pogodzić z tym, że Ross ratując ją przypłacił własnym życiem, Był jej prawdziwym bohaterem. Kiedyś nadużywała tego słowa. Wtedy jeszcze nawet nie znała go osobiście, ale jej dusza już wtedy wiedziała coś czego nie wiedział jej umysł i ciało. 
Nadeszła chwila wypisu Cassidy ze szpitala. Dziewczyna spakowała się i wyszła z sali. Jej twarz nie wyrażała żadnego uczucia przez co wyglądała jak zombie. Szła długim korytarzem szpitalnym, aż w końcu doszła na sale przyjęć, Nagle do szpitala wpadł zakrwawiony chłopak. Wyglądał na pobitego. Stanął w wejściu i oniemiał. Po chwili Cassidy upuściła wszystkie rzeczy, które trzymała i pobiegła do chłopaka. Rozpoznała w nim niedawno uśmierconego przez lekarza, Rossa. Chłopak przytulił dziewczynę tak mocno, że ledwo mogła oddychać. 
-Już nigdy, przenigdy cię nie puszczę -powiedział, a po chwili osunął się na ziemię. Cassidy ze łzami w oczach zawołała lekarzy, którzy zabrali nieprzytomnego blondyna na salę. Do szpitala wszedł ojciec dziewczyny by zabrać ją do domu. Widząc córkę całą brudną od krwi spanikował, ale gdy tylko dowiedział się, że jest to krew Rossa, który w dodatku żyje odrobinę się uspokoił. Przytulił płaczącą ze szczęścia dziewczynę i pocałował ją w czoło. 
-Teraz już wszystko będzie dobrze -uspokajał ją -Teraz chodź do domu. Zostawisz rzeczy i się przebierzesz
-Nie! Chcę zostać tu z Rossem!
-I tak szybciej niż za dwie godziny tam cię nie wpuszczą na sto procent, a za moment cię to przywiozę
Cassidy pojechała więc do domu, zmyła z siebie krew i się przebrała z prędkością spieszącej się do szpitala dziewczyny, która właśnie odzyskała martwego przyjaciela. Wait nie! To brzmi jakby wręczyli jej jego zwłoki. Dobra, nieważne... Był w pełni żywy!
Gdy wróciła do szpitala musiała czekać jeszcze godzinę, aż ją do niego wpuszczą, lecz gdy wreszcie to zrobili, dosłownie wbiegła do sali chłopaka. Wciąż był nieprzytomny, ale już obmyty z krwi.
-Role się odwróciły co Rossy? Ostatnio ja tu leżałam, ty siedziałeś przy moim łóżku, jak ja teraz przy twoim... Ty się obwiniałeś, a teraz ja jestem pewna, że to wszystko moja wina -przy ostatnim zdaniu rozpłakała się. Nagle Ross się obudził. Odwrócił się w stronę płaczącej dziewczyny, która nie zauważyła tego i odezwał się
-Przepraszam. Jeśli masz teraz przeze mnie płakać to może wrócę do moich ulubionych "kolegów z dzielni"
-Wezwę pielęgniarkę -dziewczyna poderwała się z miejsca widząc, że chłopak otworzył oczy
-Nie wzywaj! -zatrzymał ją chłopak -Wtedy każą ci wyjść
-Głupi jesteś! Muszą wiedzieć, że się obudziłeś! 
-Po co? Nic mnie nie boli!
-Śmieszne! To ja po kogoś pójdę
Nie minęło wiele czasu, aż doktor wpuścił dziewczynę z powrotem do sali. Ross przesunął się na łóżku dając do zrozumienia Cassidy by położyła się obok niego i zaczął opowiadać
-Obudziłem się w jakiejś melinie niedaleko tamtej ulicy. Na początku nic nie pamiętałem i nie wiedziałem gdzie jestem. Gdy tylko sobie przypomniałem pobiegłem cię szukać. Tak się bałem. Jezu jak ja się o ciebie bałem! Byłem w twoim domu, w trzech szpitalach...
-Nie chcieli cię tam zatrzymać?
-Jasne, że chcieli, ale ups... Kiedy cię tutaj zobaczyłem... Całą i zdrową...
-Powiedzieli mi tutaj, że nie żyjesz! Ty wiesz co ja tu przeżyłam! Nie mogłam wyrzucić z głowy tego widoku... Kiedy traciłam przytomność, a oni ciebie okładali. Jesteś moim bohaterem wiesz? Uratowałeś mi życie.
-Ty mi kiedyś też. Gdybyś się nie pojawiła pewnie wsiadłbym niedługo po pijaku za kółko i zaraz byłoby po mnie. Nie wiem do końca jak to się stało, ale kiedy się pojawiłaś... Dobra skończmy tą rozmowę bo zaraz ci miłość jeszcze wyznam -zaśmiał się chłopak

poniedziałek, 20 lipca 2015

24,5

Szpitale są koszmarne. Pełna smutnych ludzi bez nadziei, której pozbawił ich ten cały okrutny los. Nie wierzę, że nie zobaczę już Rossa. Wciąż mam w głowie widok jego zakrwawionej twarzy. Żył jak gwiazda, a zdychał jak pies. Cały czas płaczę. Trzęsę się i nie mogę uspokoić, ale moje myśli są spokojne. Trudno to wyjaśnić. Tak bardzo chcę go zobaczyć. Tak bardzo! Moje serce pęka teraz na miliony kawałków. To jest jeden z takich momentów w których zdajemy sobie z czegoś sprawę za późno. Teraz wiem, że po prostu zawsze byłam w nim zakochana.

XXIV

Cassidy spojrzała na przyjaciółkę i spytała poważnym głosem.
-Wiesz, że w końcu musicie powiedzieć reszcie. Powinniście zrobić to już dawno, ale lepiej późno niż później.
-Wiem, ale co mam powiedzieć? "Hej Riker! Słuchaj, już dość dawno temu zaczęłam się spotykać z Ellem. Wiem, że przez to może się rozpaść nasz zespół, już nie mówiąc o przyjaźni, ale kogo to obchodzi? Ważna jestem ja i wiem też, że powinnam ci to powiedzieć od razu jak się zaczęliśmy spotykać, ale jakoś mi się nie chciało. To co, idziemy na pizzę?
-Myślę, że po takiej wiadomości wolałby coś na słodko -zażartowała Cassidy, lecz widząc, że ani trochę nie poprawiło to humoru Rydel szybko zmieniła strategię -Słuchaj, ani Riker, ani Rocky nie będą mieli ci tego za złe. Mam wrażenie, że bardziej martwisz się o Rikera
-Cóż, Rocky to największy Rydellington shipper jakiego znam.
-Halo, halo! Czuję się urażona!
-Boże Cassy! Nie mów, że...
-Właśnie, że mówię! -zaśmiała się Cassidy
-Sądzę, że Riker nie do końca nas shippuje
-Czemu?
-Cały czas ma mnie za małą dziewczynkę. Nie widzi, że jestem już dorosła i ciągle traktuje mnie jak swoją malutką siostrzyczkę
-Bo ciągle jesteś moją malutką siostrzyczką Delly -odezwał się Riker, który jak się okazało od dłuższego czasu stał pod drzwiami.
-Słyszałeś wszystko?
-Większość -odpowiedział sucho
-Bardzo jesteś zły?
-Zły nie... Tylko mi przykro, że dowiaduję się dopiero w taki sposób.
-Rik! Przepraszam! Nie gniewaj się! Ja tylko...
-Wiem i już mówiłem, że się nie gniewam. Może nie popieram w pełni waszego związku, ale skłamałbym jeśli bym powiedział, że nic wcześniej nie widziałem. Rydellington shipper też nie wzięli się bez powodu.
-Powinnam ci wcześniej powiedzieć. Przepraszam.
-Powinnaś
-Wybaczysz mi?
-Może...
-Czyli tak?
-Czyli tak hahaha -zaśmiał się blondyn i przytulił mocno siostrę -W końcu i tak znalazłabyś sobie jakiegoś chłopaka i wolałbym, żeby był to Ratliff niż jakiś bad boy z ulicy morderstw i narkotyków, a Ratliff to taki nieszkodliwy śmieszek, więc... Macie moje błogosławieństwo hahaha
-Co to za tulenie bez nas? -zapytał Rocky, który właśnie wraz z Ratliffem i Rossem wszedł do pokoju.
-Ryd, koniec kłamstw? -zapytała Cassidy
-Rocky, słuchaj! Muszę ci coś powiedzieć. -Zaczęła głosem pełnym poczuci winy
-Wyluzuj siostra! Twój chłopak już wszystko mi powiedział -Powiedział głosem osiedlowego pedofila Rocky, szturchając Ratliffa w ramię -Tak serio to przyszliśmy ściągnąć was na dół bo tak jakby tam jest impreza. Chwilę później zabawa trwała dalej. Cassidy podeszła do stojących przy napojach chłopaków.
-No siemanko. O czym gadacie?
-O wyjeździe. Kminimy czy jechać też do Europy -odpowiedział Riker
-Ja nawet przez to całe zamieszanie nie zdążyłam spytać o to taty.
-To dobrze, że ja zdążyłam, bo wyjeżdżamy już po jutrze -wtrąciła się Vanessa, która właśnie wraz z Cichym i Gavinem podeszła do reszty.
-Co? Zgodził się? Wy też jedziecie? -Cassidy zadawała pytania z prędkością karabinu. Nessa tylko pokiwała głową z uśmiechem. Jubilatka momentalnie zaczęła wszystkich przytulać nie mogąc opanować szczęścia.
Impreza trwała do około szóstej rano. Gdy wszyscy wyszli Nessa i Cassidy padły na łóżko. Po jakiś pięciu godzinach snu wstały, bo w końcu nikt inny ich nie spakuje
-Ja wychodzę na zakupy! Przydałoby się kupić coś na wyjazd! -krzyczała Cassidy zakładając buty do siedzącej na górze i pakującej się jeszcze kuzynki.
-Ok! Nie zapomnij o piankach na ognisko! -odpowiedziała.
Nie minęło wiele czasu aż dotarła do centrum miasta. Po chwili miała już pełne ręce siatek z zakupami. Szła i szła. Droga z powrotem do domu wydawała się o wiele dłuższa niż z niego. Może to przez ciężkie zakupy, a może przez samotność od której ostatnimi czasy odwykła. Spojrzała na zegarek. Było już po piętnastej. Jutro o tej porze będzie jechała z przyjaciółmi na wakacje jej marzeń. Na samą myśl miała ochotę śmiać się w głos. Powoli nogi zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa, a do domu jeszcze daleka droga. Nagle zza rogu ktoś wyszedł, a nawet grupka ktosiów. Nie byli to mali ktosie, którzy mieszkali na pyłku z bajki dla dzieci, lecz duzi ktosie z wypisanym na twarzy poprawczakiem. Nie wiadomo dlaczego podeszli do Cassidy. Może chcieli ją okraść, a może po prostu brakowało im rozrywki, a ona znalazła się w nie właściwym miejscu o nie właściwym czasie. Krótko mówiąc miała pecha.
-Cześć piękna! -odezwał się najbardziej napakowany czarnoskóry mężczyzna z gangu. Przerażona dziewczyna zrobiła krok do tyłu wpadając na jego kolegę. Wszystko działo się tak szybko. Czarnoskóry chwycił Cassidy za kurtkę i już chciał ją uderzyć gdy ta jednym, szybkim ruchem zdjęła kurtkę i próbowała uciec lecz trzeci z nich zagrodził jej drogę. Przed kolejnym uderzeniem ocalił ją... Ross, który nagle pojawił się znikąd i złapał napastnika za nadgarstek. Ten wolną ręką uderzył blondyna w brzuch, a gdy skulił się z bólu kopnął go w twarz. Cassidy natychmiast rzuciła mu się z pomocą, lecz dostała nagle z całej siły w twarz. Zrobiło jej się ciemno przed oczami i upadła. Mając jeszcze resztki świadomości widziała zakrwawionego Ross'a leżącego na ziemi. Był kopany przez całą trójkę jeszcze parę chwil po tym jak dziewczyna całkiem straciła przytomność.
Ostatnio, kiedy obudziła się w szpitalu siedział przy niej pełen poczucia winy gwiazdor. Teraz zobaczyła tylko stojącego nad nią starego lekarza, który zapisywał coś w notesie. Widząc, że otworzyła oczy zaczął ją o wszystko wypytywać. Dziewczyna przez chwilę nie była do końca świadoma co robi w szpitalu, lecz nie odczuwała potrzeby dowiedzenia się tego. Do pewnego czasu była spokojna gdy nagle wszystko do niej dotarło.
-Przepraszam -zawołała zatrzymując lekarza, który właśnie wychodził. -Byłam z... Był ze mną taki chłopak. Co z nim? On też został pobity.
-Chłopak? Nie przypominam sobie. Nikogo nie było.
-Co?! Na pewno? Taki blondyn, 19 lat, około 1,90 wzrostu... -wydukała próbując zachować spokój.
-Przykro mi. Przywieźli cię samą.
-To gdzie on jest?!
-Obawiam się, że nie żyje.